sobota, 4 stycznia 2025

Typy kierowców



Święta, święta i po świętach... A jak święta, to podróże (zarówno te mniejsze jak i duże). Przemierzając bezkresne polskie bezdroża i rzucając pod nosem zaklęcia, doszłam do wniosku, że... na okoliczność szesnastolecia odebrania prawa jazdy muszę tę moją, prawie czterogodzinną podróż, znad morza na mazurskie ziemie, opisać, bo to co za każdym razem zastaję na drodze, budzi we mnie szczery podziw, zmieszany momentami z szokiem i niedowierzaniem.

Jak już nadmieniłam w tytule, typ pierwszy kierowców, to taki niedzielny - czyli prawko posiadający, ale nie praktykujący. Wyciąga swoją strzałę z garażu dwa razy w roku (Wielkanoc i Boże Narodzenie) i zachowuje się na drodze jak zagubiona emerytka w Internecie.

Drugi, lekko powiązany - demon prędkości. Ograniczenie do 90 km/h, a ten pędzi swym wehikułem 70 km/h. Kto mazurskimi drogami jechał, ten wie, że za takim delikwentem to można czasem i kilkanaście kilometrów jechać, bo jak nie podwójna ciągła, to z naprzeciwka non stop coś jedzie, zwłaszcza w sezonie.

No właśnie... jak jesteśmy przy tych z naprzeciwka, to kolejny typ to niedowidzący amator długich, który koncertowo oślepia już i tak ślepą okularnicę za kierownicą popciowozu.

Szybcy wściekli TIR drift - czyli wyprzedzanie się dwóch tirów (to w ogóle legalne? nie mieli tego zabronić?), czasem przez kilka minut, bo jednemu ograniczenie producenta kończy się na 80km/h, a drugiemu na 79 km/h. Z jednej strony rozumiem, bo w rodzinie mam trzech kierowców a ich czas za fajerą jest cenny i skrupulatnie liczony przez diabelską smycz zwaną tachografem. Ale na boga jak widzicie z oddali, że lewym jednak coś jedzie, to zaprzetańcie tego manewru.

Toczy się człowiek dzielnie 140 km/h lewym pasem z górki, bo w końcu się mógł wziąć za te dwa tiry i już jest przy końcu ich wyprzedzania, wtem, ni stąd ni z owąd pojawia się amator błyskania dlugimi w BMW ( oni to chyba mają w miejscu wajchy od kierunkowskazów). A wiecie co jest najlepsze? Raz taki błysnął, poczułam presję, kto jest silniejszy, ja w swojej pierdziawce (przepraszam popciowozie) czy on w swoim potworze? Przestraszyłam się go tak, że hoho i czym prędzej narwańcowi zjechałam. Padało. Za naście kilometrów stał na ekspresie w poprzek drogi z rozwalonym jednym bokiem. Te beemki to się strasznie drogi nie trzymają.

Dochodzimy tu do typu "Gapcio". Bo jak już na ekspresie w jedną stronę stoi taka nowa, wypolerowana, lekko sfatygowana barierką beemka, to okazuje się, że korek jest też w przeciwną stronę, bo wszyscy muszą popatrzeć i zdjęcie okazowi zrobić na sociale.

Kierowca beemki kierunkowzkazów nie ma, ale są i tacy, którzy na rondzie prezentują, że działa im lewy kierunek...

Nieumiejacy jechać stałą predkością-  leci sobie człowiek stałą prędkością  (na ustawionym tempomacie) np. 130km/h i co chwilę musi albo takiego nieumięjętnego wyprzedzać, albo on go wyprzeda. Kiedyś liczyłam, na około dwustukilometrowej trasie wyprzedzaliśmy się osiem razy!  To sobie przyspieszy, to zwolni i tak w kółko mija mu podróż, może w ten sposób jest po prostu ciekawiej? 

Typ kolejny, podobny - spotkany ostatnio, można powiedzieć, że biały kruk, bo nie spotkałam nigdy dotąd takiego okazu na drodze. Hamujący regularnie co 20 sekund, nieważne czy droga jest prosta, ma zakręt, czy wyskakuje na nią jakiś odyniec czy inny jeleń. Regularnie co 20 sekund jest hebel i znów rozpędzanie. Musiałam wyprzedzić, bo nie byłam w stanie dłużej tymi czerwonymi światełkami stopu obrywać po mojej facjacie.

Samobójca w skorupie - ( przepraszam fanów klasyków, sama jestem, to nie o nas) - jedzie taki swoim sędziwym wehikułem śmierci, pojazd lata świetności ma już dawno za sobą, pełnoletniość osiągnął z dziesięć lat temu, na oko wszystko mu dynda, blachy furgocą od wiatru i nagle widzisz go w lewym lusterku (na blacie mam 140km/h). Jak inaczej nazwać tę nieodpowiedzialność? Nawet jeśli kierowca swoje umiejętności ocenia 10/10, to  w każdej chwili przy tej leciwości może nastąpić zmęczenie materiału, nie kierowcy, a wehikułu śmierci... Też kiedyś miałam pełnoletni popciowóz i przy 130 km/h i wyprzedzaniu tira odmawiałam "Aniele boży..." Może amatorzy pędzących wehikułów śmierci mają na wyposażeniu różaniec...

Radosny pozdrowiciel - sprzedaje radosne pozdrowienia klaksonem kierowcom na obcych blachach w jego mieście (nie za złą jazdę, za fakt posiadania innych tablic) jak wyjedzie sam do obcego miasta, ba nie musi nawet wjeżdzać... wystarczy, że za swoje wyjedzie, to nagle staje się sierotką Marysią na drodze.

Zawalidroga w elektryku - typ ostatnio coraz częściej spotykany, bo jak bateria u kresu, stacja daleko, to toczy się to ile może biedaczysko, wszystko już wyłączył łącznie z ogrzewaniem. Ubrany w czapkę i rękawiczki powoli, w ciszy (bo radio też baterię żre) mknie do celu.

Dziadek w Porsche/Mustangu na prawym - zbierał na to auto całe życie, a teraz boi się nim rozwinąć na drodze ekspresowej więcej jak 90 km/h. Jejciu, jak to szkoda tego auta...

No i typ ostatni, czyli ja: BABA ZA KIEROWNICĄ.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz